niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział II

         Apel wyglądał jak każdy poprzedni. Na samym początku przemawiała dyrektorka, która wielbiła swoje syna. Owszem był jej jedynym dzieckiem, ale bez przesady. Nie należał do świętych i wcale nie był taki idealny na jakiego wyglądał. Ładna buźka to nie wszystko. Przystojny chłopak o ciemniejszej karnacji i czarujących czekoladowych oczach to nie ósmy cud świata. Same jego zachowanie i styl bycia był wystarczająco odpychający.
         Cóż Lucas nie należał do osób, które darzyłabym jakimś pozytywnym uczuciem, na pewno nie po „bajkowym” życiu, które mi zafundował. No, ale cóż. Było minęło. W końcu nie warto rozdrapywać starych ran.
         Po jakże interesującej przemowie naszej snobistycznej dyrektorki zostały nam podane informacje, a następnie mogliśmy iść już w swoje strony.
         Korytarze po raz pierwszy od dwóch miesięcy stały się zapełnione i głośne. Wszędzie ktoś się kręcił, krzyczał, śmiał i rozmawiał. Lubiłam patrzeć jak ludzie się uśmiechają, bo dzięki temu na ułamek sekundy zdobywałam powód do szczęścia.
         Obserwowanie było łatwe, bo przecież i tak byłam dla wszystkich niewidoczna, więc co to dla mnie wtopić się w tłum i nachalnie kogoś obserwować? Czasami chciałabym odwrócić wzrok, ale nie potrafię.
         Po raz kolejny tego dnia zagapiłam się na niewłaściwą osobę. Znowu On. Ashton. Tym razem miał założone okulary przeciwsłoneczne, pod którymi skrywały się jego cudowne oczy. Ta cudowna zieleń. Miałam ochotę podejść do niego i gapić się mu w oczy bez żadnej przerwy. Być blisko niego i zaglądać do wnętrza zieleni jego oczu, by następnie delikatnie musnąć jego malinowe, pełne usta, które kusiły swoim kształtem. Pragnęłam całować go, dotykać, ale także odwetu z jego strony.
- Nie gap się na niego, bo to się źle skończy. – jak przez mgłę dotarły do mnie wyszeptane słowa Evelyn. Spojrzałam na nią, ale ta się tylko uśmiechała, by  następnie ruszyła prosto do samochodu tego chłopaka. Oczywiście, że do niego pójdzie, bo przecież są razem. Ależ ja jestem głupia! Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Co oznaczał jej uśmiech?  - Mała, idziesz czy  nie?! – jak na zawołanie podbiegłam do auta, przy którym stała dziewczyna i cicho przytaknęłam.
- Nie wygląda jak Twoje pozostałe koleżaneczki. – prychnął kierowca patrząc przed siebie. Zobaczyłam jak dziewczyna zaciska szczękę i posyła chłopakowi wrogie spojrzenie.
- Zawieziesz nas na zakupy. Teraz. – warknęła, otwierając tylne drzwi, tym samym pokazując bym wsiadała, a sam usiadła na siedzeniu pasażera. – A jeśli nie to…
- To co? – ściągnął okulary i uważnie na nią spojrzał. – Nic mi nie zrobisz, przestraszony koteczku. Za bardzo mnie kochasz by mi zaszkodzić, ale to nie działa w dwie strony. Pamiętaj o tym.
         Szatynka nie odpowiedziała. Po prostu odwróciła twarz w stronę szyby, ale  ja widziałam. Byłam w stanie zobaczyć jej cierpienie. Zmarszczki, które pojawiły się na jej czole i z trudem powstrzymywane łzy. Ona przez niego cierpiała, a on tak po prostu miał to w dupie.
         Zacisnęłam szczękę, żeby go nie skrzyczeć, ale wiem, że to byłby mój największy błąd, ponieważ on jest gorszy niż Lucas. Zniszczyłby mnie jednym słowem. Zadał jeden precyzyjny cios, który by mnie zabił.
         Każdy był pogłębiony w swoich myślach. Nikt się nie odzywał, dlatego w samochodzie panowała niezręczna cisza, która mnie dobijała i raniła. Ale co najważniejsze. Jak on mógł ją tak potwornie ranić? Przecież ją kochał, a tak po prostu krzywdził. Jak można być tak podłym człowiekiem?
         Kiedy tylko zatrzymaliśmy się pod centrum handlowym, wysiadłam jak najszybciej z tego auta. Czułam, że coś jest z nim nie tak. Sama jego obecność sprawiała, że czułam niepokój. Ale co było tego powodem?
         Oparłam się o drzwi auta i wzięłam głęboki oddech. Zamknęłam oczy i zrobiłam to co zawsze w przytłaczającej mnie sytuacji. Wyobraziłam sobie rodziców. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Tak bardzo za nimi tęskniłam…
- Hej, wszystko ok? – poczułam jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu, a cała moja imaginacja zniknęła.
- Huh? Tak, oczywiście. – posłałam dziewczynie uspakajający uśmiech.
 - Nie przejmuj się Ashton’em. To dupek.
- Słyszę Cię, słoneczko, i nie podoba mi się to co mówisz. – powoli się odwróciłam i wtedy zobaczyłam jak się uśmiecha. Oparty o dach samochodu palił i cwanie się uśmiechał lustrując nas przy tym wzrokiem. Po mimo faktu, że miał okulary to i tak czułam jego przytłaczające spojrzenie na sobie.
- Mam to w dupie. – skrzyżowała ręce na piersi i odwróciła głowę w drugą stronę. Chłopak nic nie powiedział. Obszedł auto dookoła i objął ją od tyłu, by następnie wyszeptać jej coś na ucho. – Jesteś obrzydliwy. – chciała go odepchnąć, ale ten się nie dał i kontynuował swój monolog, którego niestety nie byłam w stanie usłyszeć. A może to właśnie dobrze, że mnie to ominęło.
 - Mam nadzieję, że wyraziłem się jasne, smarku. – mówił martwym głosem, powoli się od niej odsuwając i zapalając kolejnego papierosa.
- Jak zawsze.
- Ja chyba wrócę do domu. – szepnęłam cicho, a dziewczyna gwałtownie podniosła głowę. Zobaczyłam jej duże oczy, które całe lśniły i można było z nich wiele wyczytać. Czaił się w nich ogromny ból, który sprawiał jej Ashton, ale nie tylko to. Musiała wiele przejść, a on to perfidnie wykorzystywał.   – Nie chcę wam przeszkadzać. – skłamałam, ale widząc, że to nic nie daje,  brnęłam w to dalej. – Muszę być w domu. Wrócę autobusem. Serio. Nie kłopoczcie się. Poradzę sobie, a wy bawcie się dobrze. – posłałam im miły uśmiech, zatrzymując dłużej wzrok na szatynie.  Szybko się wycofałam i ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego.



v „Przystąpienie do walki bez odpowiedniego przygotowania to proszenie się o porażkę.” ~ Faith Hunter




Podobało się? Jeśli tak to o tym napisz! Komentarze są po to byście wyrażali swoją opinię! Nie tylko tą dobrą, ale i tą złą również. Jeśli coś Ci się nie podobało powiedz mi o tym, a ja postaram się to naprawić. :D Liczę na Wasze komentarze, pozdrawiam i widzimy się przy następnej notce, która pojawi się już wkrótce! :3

niedziela, 12 lipca 2015

Część I – Przeznaczenie / Rozdział I

Część I – Przeznaczenie


Rozdział I


         Pierwszy dzień w szkole zawsze jest tym najgorszym, nieważne jest to czy zaczynasz edukację czy rozpoczynasz kolejny rok nauki. Jest to zawsze stresujące, zwłaszcza kiedy jesteś cicha, niezauważalna i chciałabyś taka pozostać. Boisz się, że nagle ktoś Cię zaczepi i zapyta o wakacje. I co wtedy powiesz? „No wiesz, dużo czytałam…?” BŁĄD!!!  Osoba, która udziela takiej odpowiedzi od razu trafia na sam koniec łańcucha pokarmowego. Właśnie ja byłam taką osobą.
         Byłam inna. Zupełnie inna. Najbardziej wyróżniałam się z tłumu. Nie chodzi mi o sam wygląd, ale to była najbardziej widoczna różnica między mną, a pozostałymi dziewczynami.
         Krótki spódniczki, bluzki nie zakrywające brzucha  i pleców, a także wysokie obcasy. Mocny makijaż czy długie paznokcie nie były w moim stylu. Wolałam skromniejszy ubiór.  Jeansy, T-shirt i trampki. To był mój styl. To właśnie w tym czułam się najbezpieczniej.
         Z resztą dzięki takiemu ubiorowi nie zwracałam na siebie uwagi. Dla chłopaków byłam niewidoczna, a oto mi przecież chodziło. O bycie niewidoczną dla płci przeciwnej. Nie chciałam by, którykolwiek z nich na mnie patrzył, czy ze mną rozmawiał.  Było mi dobrze tak jak było.
         Ale wracając do  tematu. Pierwszy dzień w szkole….
To właśnie ten dzień sprawił, bym zapragnęła być widoczną. Chciałam wtedy mieć na sobie super  makijaż i szpilki. Pragnęłam świetnie wyglądać, bo wtedy zobaczyłam Jego.
         Czarne BMW M9. Wymarzone auto zaparkowało tuż przy chodniku. Jego przyciemniona szyba była na tyle opuszczona, że zobaczyłam szatynkę. Miała prześliczne włosy, a kiedy wysiadła zobaczyłam, że nie tylko włosy. Była cała piękna, a jej uśmiech świadczył o tym, że nie mogła być niemiła. Była wręcz idealna.
         Ale kierowca był inny… Kiedy nasze spojrzenia spotkały się zobaczyłam tajemniczość w jego oczach, które już w pierwszej chwili uznałam za pociągające. Cwany uśmiech nie schodził mu z twarzy, a kiedy jego wargi układały się w kształt wypowiadanych słów wyglądał nieziemsko. Kręcone włosy były przytrzymywane przez czarną bandanę.
         Stałam na środku dziedzińca i gapiłam się na nowo przybyłych, a raczej na przystojnego kierowcę. Nagle poczułam jak ktoś mocno trąca mnie ramieniem, a ja lecę do przodu. Upadłam prosto na kolana, a pierwszą rzeczą, którą zrobiłam było uniesienie wzroku na chłopaka. Śmiał się. Powoli opuściłam głowę.
         Świetnie! Wyszłaś na idiotkę i ofiarę przed chłopakiem, który mógł być Twój! Boże w co ja wierzę? Przecież to niemożliwe, by taki chłopak jak ten spojrzał na mnie. Nie na taką niedołężną istotę jak ja… Zwłaszcza, że już ma dziewczynę.
         Usłyszałam pisk opon i już wiedziałam, że to on odjeżdża, by nie oglądać tej żałosnej sceny. Poczułam ukłucie w klatce piersiowej, a do oczu zaczęły napływać mi łzy. Nie, nie mogę dać im tej satysfakcji. Nie po raz kolejny…
- Hej, nic Ci nie jest? – powoli się podniosłam nie patrząc na swojego rozmówcę. Otrzepałam z kurzu białą sukienkę, ale tylko pogorszyłam sprawę. Teraz to już kompletnie wyglądałam beznadziejnie. Poczułam jak coś spływa w dół moich łydek. Krew. Sukienka brudna. Nogi ubabrane w krwi. Włosy w kurzu, a twarz cała spuchnięta od powstrzymywanych łez.
- Nie. – szepnęłam cicho i spuściłam głowę w dół, by nikt nie widział, że po moim policzku spłynęła pierwsza łza. Podniosłam swoją starą jak świat torebkę i powoli ruszyłam do budynku. Chciałam jak najszybciej zaszyć się w toalecie i tam wypłakać wszystkie swoje smutki. Nienawidziłam tej szkoły, tak samo jak i siostry.
- Jestem Evelyn Irwin, a ty? – obok mnie stała ta sama dziewczyna, która wyszła z samochodu tamtego chłopaka. Szeroko otworzyłam oczy i tak jej się przyglądałam. Wiedziałam, że wyglądałam idiotycznie, ale taka dziewczyna, jak ona nie powinna ze mną rozmawiać… Przecież w ten sposób straci na popularności. A może jej na tym nie zależy?
- Fiore Harvey. – szepnęłam cicho, ale nie skończyłam się jej przyglądać. Idealne rysy twarzy, cudowna cera, zielone oczy, świetne włosy.
- Wszystko w porządku? – zaśmiała się, machając rękę przed moją twarzą. – Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.
         Ona naprawdę ze mną rozmawia! Skoro ona chce się ze mną zadawać to może ten chłopak też będzie chciał! Jest nadzieja!
- Tak. Ja tylko… Dlaczego ze mną rozmawiasz? – wypaliłam, a ona zmarszczyła brwi. Kurde, tylko nie to. Muszę to naprawić, bo stracę szansę na normalne życie. – Nie oto mi chodziło! Ja tylko… No po prostu… Yhhhh… Ja nie wiem.
- Hej, spokojnie. – zaśmiała się i posłała mi miły uśmiech. – Chcę Ci pomóc.
- Ale jak? Jestem kompletnym zerem. -  jęknęłam, tupiąc nogami jak mała dziewczynka.
- Po pierwsze to musimy naprawić Twój wygląd, bo wyglądasz okropnie. – skrzywiła się.- Ale zdzira z tej idiotki, która Ci to zrobiła.
- To była moja siostra. – szepnęłam ledwo słyszalnie, a nowo poznana koleżanka rozczesywała mi włosy. Nie minęło dużo czasu, a miałam je upięte w wysoką kitkę, z której były puszczone delikatne kosmyki włosów.
- Aż tak się nie lubicie, co? – mruknęła zmywając krew z moich nóg. – Dlaczego chowasz nogi pod tą kiecką?
- Bo są grub… - nie zdążyłam dokończyć, a Evelyn zaczęła drzeć moją sukienkę. – Co ty robisz?!
- Pozbywam się zbędnego materiału. – wzruszyła ramionami i zsunęła z ramion mój fioletowy sweterek, by następnie podrzeć rękawki sukienki. – No teraz nie jest tak źle.
- Zniszczyłaś moją sukienkę. – jęknęłam, a ona zbędny materiał wyrzuciła do kosza. 
- Teraz wyglądasz jak normalna dziewczyna, a nie jak moja babcia. – mruknęła i ruszyła do wyjścia. – Zabieram Cię na zakupy.
- Ale apel… - zaczęłam, a ta się zaczęła śmiać.
- Głuptasie, po tej całej hecy Cię uprowadzę na parę godzin, a potem Ash Cię bezpiecznie odstawi do domu. – puściła mi oczko i już jej nie było.
          A więc to jest Ash. Ashton… Znam jego imię, a to już pół sukcesu. Hipnotyzująca zieleń, cwany uśmieszek, urocze dołeczki, loki… Tak to był ideał faceta, ale jak każdy... był dla mnie nieosiągalny.
         Nie chodzi tu o fakt iż był zajęty, ale o fakt, że taki ktoś jak on nie spojrzałby na mnie w TEN sposób. Mogę się założyć, że należał do gości, którzy zaliczają i porzucają. Ma dziewczynę, którą w pewnym sensie pewnie kocha, ale i tak zdradza na lewo i prawo, a ona udaje, że tego nie widzi.
         Szkoda mi trochę Evelyn, bo przecież nie zasługuje na  takie traktowanie. Jest naprawdę świetną osobą, choć jej jeszcze dobrze nie poznałam. Polubiłam ją, pewnie dlatego, że jako jedyna mi pomogła i ze mną rozmawia, zabiera na zakupy i w ogóle nie boi się ze mną pokazywać.

         Pytanie tylko czy warto zaczynać znajomość z tym chłopakiem… Czy nie wyniknie z tego jakieś bagno…? 






v „Spojrzeliśmy na siebie, szukając słów, które nie istniały” ~ Carlos Ruiz Zafón 





     Podobało się? Jeśli tak to o tym napisz! Komentarze są po to byście wyrażali swoją opinię! Nie tylko tą dobrą, ale i tą złą również. Jeśli coś Ci się nie podobało powiedz mi o tym, a ja postaram się to naprawić. :D Liczę na Wasze komentarze, pozdrawiam i widzimy się przy następnej notce, która pojawi się już wkrótce! :3 

poniedziałek, 6 lipca 2015


Myślisz, że znasz życie? Że Twój wiek świadczy o dorosłości? Że rodzice są Ci już nie potrzebni? Że znajomi są najważniejsi? A czy możesz być w stu procentach pewien, że kiedy będziesz ich potrzebował to będą przy Tobie? Że nie zostawią Cię przy pierwszej lepszej okazji? Że zależy im na Tobie? Że jesteś dla nich ważny? A co jeśli to tylko powłoka? Jeśli tak naprawdę nie interesujesz ich? Teraz pewnie mówisz, że jestem głupia, że się nie znam, że mam iść do diabła. Ale… Pomyśl. Kiedy ostatni raz coś dla Ciebie zrobili? Tak nie chcąc nic w zamian, bezinteresownie… Pamiętasz? Nie? Ludzie są podli, dlatego nie warto im ufać, bo kiedy powinie Ci się noga zostawią Cię, odwrócą się od Ciebie, będą uważać Cię za gorszego od siebie…

Jestem Fiore Harvey, a to jest historia mojego życia. 









Uczmy się na cudzych błędach…